Radości z takiej jazdy jest co niemiara, a i śmiechu tym razem było mnóstwo, bo zaledwie po jakiś dwóch minutach jazdy z Zosią jako pasażerką... leżeliśmy w śniegu! :-) Jechałem powoli, śnieg mięciutki, teren pochyły... niewybalansowałem odpowiednio skutera i powolutku, powolutku... zaczęliśmy się przewracać! Prędkość zerowa prawie, także nikomu nic się nie stało, skuter też cały! Odrobina śmiechu i w dalszą drogę. Przejechaliśmy skuterami przez lodowiec Ekologii i zostawiliśmy je około kilometra od Copy. Dalej na piechotkę. Trochę męcząco bo śnieg głęboki, ale doszliśmy w jakieś 20 minut. Na Copie byli już nasi.
Oficjalny obiad na 11 osób, w małej chatce w środku pingwiniska. Byliśmy tylko my, bo ze względu na obowiązki oraz pogodę, ani Brazylijczycy ani Argentyńczycy nie dotarli. Indyk, nadzienie, puree ziemniaczane, specjalne sosy, wszystko bardzo dobrze przyrządzone! Jedzenie smaczne, atmosfera mila, ludzie przesympatyczni. Około 22 zabieramy się do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz