czwartek, 24 grudnia 2009

WIGILIA

Przepiękna pogoda, jak na zamówienie. Zero wiatru, słońce i Zatoka gładka jak stół. Jak na zamówienie właśnie na TEN dzień.
Przed południem, prawie tradycyjnie już, bez zapowiedzi zgłaszają się przez radiostację Brazylijczycy. Są blisko naszej Stacji i proszą o pozwolenie na wejście. Przypłynęli złożyć nam życzenia i wręczyć upominki – koszulki, czapeczki i podkładki pod mysz komputerową z logo „Ferraz’a”. Bardzo to miłe z ich strony! Siadamy i przy kawie i herbacie wymieniamy się prezentami. Od nas dostają gadżety z „Arctowskiego”. Jednocześnie Glenio zaprasza nas na imprezę sylwestrową na brazylijską stronę zatoki. Kto wie, może skorzystamy?
Cały dzień, poza oczywistymi obowiązkami, wszyscy na Stacji dzwonią do kraju i odbierają telefony z życzeniami od najbliższych. Internet także stęka uginając się od ilości i ciężaru poczty. :-) Każdy z nas chce przez chwilkę być przy swoich bliskich.
Wigilia tradycyjnie polska – stół ugina się od różnych potraw (zdecydowanie więcej niż 12!!!), a szpilki wetknąć nie ma gdzie; przy stole 34 osoby!!! 21 osób ze Stacji, 10 z „Selmy” oraz 3 dziewczyny z „Copacabany”. Istny tłum!
Najpierw Tomek, Kierownik 34. Wyprawy, składa wszystkim oficjalne życzenia, potem, tradycyjnie najstarszy, Lech odczytuje właściwy fragment z Biblii. Potem możemy swobodnie przystąpić do składania sobie życzeń – troszkę to zamieszania jest ze względu na ilość osób! Wybaczcie, kochani, jeżeli kogokolwiek pominąłem – Wesołych Świąt!!! Po złożeniu życzeń można zasiąść do stołu i próbować, próbować, próbować... potraw. Delicje i mistrzostwa Świata! :-)


Po kolacji, Wiesiek przynosi swój syntezator i gra kolędy. Ku radości wszystkich, okazuje się, że mała Neli, która przypłynęła „Selmą”, także potrafi grać na „klawiaturze” i od tej pory grają z Wieśkiem razem na zmianę. :-)




O północy wszyscy udajemy się pod latarnię, gdzie na skale znajduje się kapliczka zrobiona przez ludzi z dawnych wypraw. Odśpiewane zostają kolędy i wracamy do samolotu. Tutaj już, w podgrupach, rozmowy do białego rana.



Podczas podziwiania wschodu słońca, gdzieś w okolicach 4 rano, widzimy, że ponton, który do tej pory był przycumowany do „Selmy” dryfuje powoli w kierunku lądu. Całe szczęście, że w stronę naszego brzegu! Łapiemy za radio i wywołujemy jacht. Odpowiada Piotr. Ponton zerwał się z cumy. Kasia, Artur, Tomek, Waldek i ja ruszamy z „akcją ratowniczą”. J Dochodzimy do miejsca gdzie ponton „dobił” do brzegu, wskakujemy na niego z Tomkiem i po kilku chwilach, po uruchomieniu silnika, płyniemy w kierunku „Selmy”. Mokrzy i zziębnięci wypijamy na jachcie herbatę i jakiś czas później Piotr dostarcza nas na brzeg. Kolejna udana „akcja”! :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz